Drugi dzień festiwalowy to zmiana sali. Po inauguracji w Auli UAM przenieśliśmy się do Teatru Polskiego, co – nie będę ukrywał – bardzo mnie ucieszyło. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ilość miejsc w jednym i drugim obiekcie jest nieporównywalna, ale – jak to już napisałem wcześniej – aula kameralnej muzyce nie sprzyja. Jak ma być głośno, to jest akuratna na takie koncerty, w pozostałych zaś przypadkach te przestrzenie wytłumiają niepotrzebnie muzykę i aby się na tym traci.
Zatem, jak już się rzekło – drugi koncert tego festiwalu rozpoczął się o godzinie 18.00. Bez zapowiedzi, bez jakiegoś niezwykłego eventu, wyklaskiwania artystów – ot, po prostu nagle wyszli na scenę, uśmiechnięci, ukłonili się, wzięli do ręki instrumenty i … zagrali.
I to jak ZAGRALI!
Każdy, kto choć przez chwilę miał do czynienia z muzyką Hille Perl i Lee Santany wie, czego oczekiwać. Trio Los Otros nie odstaje w tej mierze ani troszeczkę tak od perfekcji wykonawczej, do której przyzwyczaili nas oboje wspomniani powyżej muzycy, jak i od radości muzykowania tak pięknie przekazywanej praktycznie z każdą wygrywaną na koncercie nutą. Cezary Zych, zapowiadając wydarzenia festiwalowe dzień wcześniej wspomniał, iż marzeniem organizatorów jest m.in. pokazanie, że „muzyka barokowa żyje”. Iż nie jest to jeden skostniały schemat. Że można poszukiwać i odnajdować sens w takim muzykowaniu. Taaak, zdecydowanie o to mu chodziło. O takie występy, jak czwartkowy wczesny wieczór z Los Otros. By jednak nie było tak idealnie, trzeba jasno powiedzieć, że to oczywiście nie była łatwa muzyka. Owszem, delikatna, pełna zwiewnych melodii, ale zarazem bardzo skrupulatna i doskonale rozpisana. A momentami nawet matematyczna do bólu. Na szczęście myliłby się ten, kto przypuszczałby, iż Los Otros ograniczyli się do równie wyrachowanego jej przekazania. Bowiem ciepło, z jakim prezentowali kolejne kompozycje Giovanniego Girolamo Kapsbergera i innych, mało znanych kompozytorów włoskiego baroku, subtelność wygrywanych tak na violi da gamba, czy też na chitarrone melodii tak bardzo zapadała w pamięć, pieściła zmysły i wywoływała dreszcze, iż chciało się tej muzyki słuchać w nieskończoność.
Muszę się też przyznać, iż najsceptyczniej podchodziłem do zapowiadanych tańców. Nie znałem wcześniej dokonań Steve Playera, same Los Otros też pozostawało więc zagadką. Taniec – pomyślałem eee, a po co – cóż dobrego może z tego wyjść?
Oj, jak bardzo ale to bardzo się myliłem. Steve Player, oprócz znakomitej gry na gitarze i chitarrone po prostu znakomicie tańczy. Oczywiście nie jakieś tam wygibasy, rodem z tańca z gwiazdami, tylko tańce barokowe, gdzieś tam blisko hiszpańskiej szkoły tańca tkwiące. Te dwa utwory, w trakcie których akompaniowali wspólnie Lee Santana i Hille Perl, a Steve Player tylko tańczył to były najjaśniejsze punkty wieczoru z Los Otros. Gdyby ktoś kiedyś miał okazję ich zobaczyć na żywo, a zastanawiałby się, o co chodzi z tymi tańcami – zachęcam. Idźcie w ciemno. Muzyka barokowa i taniec? Oj, ten eksperyment się powiódł w 200 %. To był niezwykły wieczór.
Zagrali (dla przypomnienia) Los Otros, czyli:
Hille Perl – viola da gamba
Lee Santana – chitarrone
Steve Player – chitarrone, gitara, taniec.
Skomentuj