Caterina Trogu – sopran, Roberta Invernizzi – sopran; Roberto Balconi – countertenor; Mario Cecchetti – tenor; Daniele Carnovich – bass;
Choir of Radio Svizzera Lugano;
Sonatori de la Gioiosa Marca Treviso;
Accademia Strumentale Italiana Verona
directed by Diego Fasolis
NAXOS 1997
Tak sobie myślę, że po Membra Jesu Nostri Dietricha Buxtehude właściwie każda szanująca się orkiestra barokowa powinna sięgnąć. Oczywiście pod warunkiem, że współpracuje z solistami potrafiącymi zaśpiewać dzieło „niemieckiego” kompozytora. Kontynuując zatem poprzednią myśl (o poczuciu własnej wartości) – te najlepsze orkiestry takich artystów czarujących głosami w swoich szeregach mają. A jak nie mają, to znajdują. Ku chwale muzyki dawnej a naszej radości.
Tych kapel, które za utwór Buxtehude się zabrały trochę jest. Jak choćby ten omawiany tu album, na który zwrócił mi uwagę Hokopoko, przy okazji moich zachwytów (a Hoko niekoniecznie) nad płytką nagraną przez Capella Angelica i Lautten Compagney Wolfganga Katschnera. Poszperałem, dało się pożyczyć, to i skrobnąć kilka słów wypada.
Zatem: do odsłuchów dostałem album specjalnie spreparowany. Przeszedł on – jak mi zapowiedziano – gruntowne wymrażanie w niskich temperaturach, dociążono mu brzegi i środek flamastrem – słowem – zapewniono mnie, iż mimo że to NAXOS, brzmieć będzie świetnie (choć szczerze, to pożyczkodawca nie rozumiał moich zastrzeżeń względem tej wytwórni, jednak ostatecznie machnął ręką). Więc z pewną dozą nieśmiałości zabrałem album do odsłuchu, w końcu nie można być aż tak drobiazgowym.
No i zdziwiłem się. Mając w pamięci wersję Suzukiego, patrząc przez pryzmat pozycji Katschnera dzieło pod dyrekcją Diego Fasolisa to zupełnie inna wersja. Bardziej spokojna i wyciszona, w porównaniu do edycji Raumklangu powiedziałbym – dużo wolniejsza. Jest też… przyznaję to z niechęcią, bo moja atencja do Bach Collegium Japan zahacza o uwielbienie – dużo ciekawsza niż album ansambla kierowanego przez Masaaki Suzukiego.
Naxoski krążek zaczyna… Johann Rosenmüller (tak, tak, ten sam, który niedawno również pojawił się w dziale recenzje, choć w innym dziele i w interpretacji Cantus Cölln). Tutaj jego Sinfonia XI wpasowała się w klimat albumu zupełnie: leniwe, chłodne dźwięki perfekcyjnie wprowadzają w nastrój nadchodzących kantat Buxtehudego. Sinfonia XI ma taki akuratny poziom smutku i tajemniczości: wybrzmiewa i właściwie gdyby mniej obyty z muzyką baroku słuchacz nie miał przed oczyma wkładki do albumu – nawet by się nie zorientował, że to nie nasz „główny” kompozytor.
Membra Jesu Nostri to już klasa sama w sobie. Piękno kompozycji Buxtehude tkwi zarówno w partiach instrumentalnych, jak i w solowych popisach śpiewaków tudzież chóralnym brzmieniu Choir of Radio Svizzera z Lugano. Idealnie współgrają głosy wykonawców, ich pełne i przejrzyste brzmienie jest ozdobą tego albumu. Zaś odpowiednia przestrzeń i realizm dźwięku zmiata w przepaść jakiekolwiek uprzedzenia niżej podpisanego.
Cudownie. Po prostu cudownie – choć oczywiście to słowo, ani tak naprawdę żadne inne nie jest w stanie oddać pełni wrażeń, jakie dzięki temu albumowi było nam dane przeżyć. Cóż, nie słyszałem nigdy Membra Jesu Nostri live. Uczynię to jednak natychmiast, jak tylko będzie okazja, bo … parafrazując zdanie zasłyszane przy okazji scenicznej prezentacji Mesjasza Händla – „Membra Jesu Nostri … zawsze warto zobaczyć”.
Spreparowany czy nie – Naxosy nie ustępują brzmieniem innym firmom. A z tamtym był problem z przesterami, co w muzyce klasycznej nagranie w zasadzie dyskwalifikuje, bo to już nie jest zła realizacja, ale karygodny błąd w sztuce.
A do powyższego nagrania mam szczególny sentyment za taki niesamowity poetycki nastrój. Jestem juz nawet skłonny darować pewne niedostatki wokalne – zwłaszcza u basa, który momentami pobekuje. A niech tam mu będzie… 🙂