Chiara Banchini & Ensemble 415
Na pewne albumy człowiek natyka się zupełnym przypadkiem. Mało tego, jak już do niego dotrze, co dostał w ręce, to czasami ze wzruszeniem ramion odkłada na bok, myśląc sobie a to przy okazji kiedyś posłucham. I tak okazja czeka na nie-bardzo-wiadomo-co, przez co muzyka kurzy się na półce i niecierpliwi. Chyba, że dla odmiany owa okazja pojawia się natychmiast i … album ląduje w odtwarzaczu delikwenta. I albo się mu podoba, albo nie.
Ten przypadek w odniesieniu do płyty Tomaso Albinoniego to wpis na blogu (dzięki raz jeszcze radcaw). Dotyczył co prawda innego przedstawiciela weneckiej sceny muzycznej z XVIII wieku, ale … nie wnikając jak – okazało się, że oprócz albumu z Czterema Porami Roku Vivaldiego w wykonaniu Fabio Biondiego i Europa Galante wszedłem w posiadanie albinioniowskich sonat skrzypcowych z op. 2. I … wbrew przekonaniu, że Albinoni to jednak zbyt cukierkowata muzyka dla mnie – album powędrował do odtwarzacza. I CAŁE SZCZĘŚCIE!! (Choć przyznaję, że moja niechęć do Albinioniego to wynik nieznajomości tematu oparty wyłącznie o … jego tyleż słynne, co obrzydliwie często grywane Adagio, o którym zresztą szerzej było we wpisie zapowiadającym recenzję)
Wystarczy tego wprowadzenia. Czas na muzykę.
Kameralne sonaty skrzypcowe z opusu 2 Albinoniego to wręcz uzupełnienie muzyki przywołanej powyżej (znaczy Vivaldiego). Ensemble 415 i Chiara Banchini wykonują te utwory po prostu magicznie. Pierwsze, co uderza po wysłuchaniu tych sześciu sonat to wszech obecna, wręcz panosząca się melodia. Każdy jej fragment, kilka nut, czy fraz, zagrane przez opisywany ansambl to królująca liryka, oparta z jednej strony na można by rzec romantycznej melancholii, a z drugiej strony na wręcz galopującej dynamice.
Taki melancholiczno – liryczny nastrój wprowadza rozpoczynające album Largo z sonaty nr 2. Skrzypce Banchini brzmią tu tak uroczo, że aż chciałoby się, aby ten utwór trwał i trwał. Jednak to tylko dwie minutki, a potem – choć na chwilę – za sprawą pierwszego Allegro z tej sonaty robi się troszkę żwawiej. Po czym wracamy do jesiennej zadumy za sprawą snujących się jak poranne mgły w dolinach dźwiękach trzeciej części sonaty, czyli Grave. I znowu można tak sobie zastygnąć, tym bardziej, że nawet bardziej żywiołowe (ale bez przesady!) drugie Allegro tego zatrzymania się chwili nie psuje. Jak pewnie można się zorientować, jest to moja ulubiona sonata z tej płyty.
Kolejne sonaty, poczynając od tej oznaczonej numerem 6 są już bardziej dynamiczne. Tzn. w częściach dla dynamiki przewidzianych rzecz jasna, bo tam, gdzie ma być largo – jest powolnie i szeroko. Orkiestra perfekcyjnie kreuje nastrój niezależnie od części, a wyważenie pomiędzy bujną rytmiką i delikatną melodyką osiąga na tym albumie poziom wręcz porażający. Nie ma tu słabych momentów, poszczególne fragmenty sonat epatują to energią, to zadziwiają wyciszeniem i zadumą. Dzięki temu mamy od początku uzasadnione wrażenie obcowania z muzyką tyleż piękną, co wręcz nieziemską.
Album ze wszech miar godzien jest polecenia wszystkim, którzy takich emocji szukają w muzyce. Takich chwil piękna, zaklętych w nuty, przywołujących do życia nastroje , postacie i miejsca, które są dziś tylko cieniami na kartach historii.
Dla zachęty: dwa przykłady. Najpierw wspomniane wyżej (rozpoczynające album) Largo z sonaty nr 2. A po nim, co by nie zapaść się w smutek i zapomnienie – bardziej żywiołowe drugie Allegro z sonaty nr 6.
Moim skromnym zdaniem melodyka (i swoista delikatność)utworów Pana Albinoniego jest wręcz zabójcza. Proszę w wolnej chwili posłuchać np 12 koncertów z Opusu 7. Ale uwaga: żeby docenić w pełni urodę tych utworów proponuję słuchać każdy z koncertów oddzielnie. Paradoksalnie słuchanie całego Opusu hurtem, po kolei może okazać się nużące (przynajmniej tak bywa w moim przypadku). Jest w tym jakaś analogia do spotkania jednej pięknej niewiasty co robi znacznie większe wrażenie niż widok powiedzmy 20 równie uroczych dam.
pozdrawiam
Wykonanie jakieś może jest godne polecenia? Ten polecany Fabio Biondi mnie zaczarował (obejrzałem sobie na youtube koncertowe wykonania nagrane z TV ARTE – faktycznie OGIEŃ!!!), więc chętnie przyjmę kolejną rekomendację.
Mam co prawda dostać w pożyczkę album The Locatelli Trio, ale tam sonaty z opusu 4 i 6 są tylko.
ładny gravatar, tak przy okazji 🙂
1. znam tylko jedno wykonanie tj. Berlin Chamber Orchestra (wydane przez Phillips’a w 1999 r.)
2. bardzo mnie cieszy, że Biondi Pana zaczarował (to jest nas już dwóch). Mam kilka płyt z koncertami Vivaldiego w wykonaniu zespołu Biondi’ego tj Europa Galante (wydane przez Virgin) – dla mnie bomba; uwielbiam takie ostre granie. Słuchając np nagrań z płyty „Concerti per madolini/concerti con molti strumenti” człowiek się zastanawia jakim cudem podczas grania partii tutti nie rozleciały się instrumenty.
Polecam też ich wcześniejsze nagrania np Concerti Grossi Op. 6 Corellego (jeszcze z czasów gdy nagrywali dla Opus 111)
Miałem okazję widzieć (i słuchać!) ich na żywo na koncercie w FN w Warszawie w 2001 r. – co tu dużo gadać: rewelacja.
3. gravatar faktycznie jest przyjemny dla oka (jest ponadto ściśle związany z moim nickiem – dla chętnych pytanie za 100 pkt dlaczego?)
pozdrawiam
Heh, za sprawą tej Laleczki konkurs wydaje się być nadzwyczaj prosty. Ale może się tylko wydaje…
🙂