A nawet nie wiem, kiedy i gdzie po raz pierwszy słyszałem rosyjską divę. Ciekawe, że akurat byłem w Salzburgu owego lata, gdy odniosła największy sukces i zaczęła „panoszyć” się na współczesnej scenie operowej… ale akurat wówczas nie miałem okazji posłuchać jej śpiewu. Przy tej masie bogaczy, która wówczas ciągnęła na Domplatz w kierunku budowanej tam sceny nie miałem żadnych szans, by dostać się na koncert pięknej Anny.
Ale … od czegóż jest internet. W znanym serwisie posłuchałem sobie (no i obejrzałem rzecz jasna – ale nie brnijmy dalej w seksistowskie klimaty) jej promocyjne nagranie. Rusałkę Antona Dvořáka. Ech…
Tak się moja przygoda z Anną zaczęła. I choć dziś arii operowych słucham już bardzo rzadko, to do jej płyt wracam z wielką atencją. Jak choćby do tej, która właśnie znalazła się w dziale recenzje…
A muzyka? Posłuchajmy – jak to się zaczęło…