Mielczewski Marcin: Opera Omnia 4 (Canzonas and church concertos)

cover albumMusique Antique Collegium Varsoviense

Lilianna Stawarz – conductor

I wracamy do Mielczewskiego. Naszego „towaru eksportowego” w czasach siedemnastowiecznej Europy. Jak wieść niesie, różne utwory kapelmistrza Wazów krążyły wtenczas po Starym Kontynencie, a sporo orkiestr grywało Mielczewskiego z takiej czy innej okazji. I dzięki Bogu, że grywało, bo późniejsze dzieje naszych zbiorów do spokojnych i przyjemnych zdecydowanie nie należały; te wszystkie wojny i konflikty przetaczające się przez ziemie Rzeczypospolitej spowodowały, iż mało co byśmy z tej kolekcji mogli usłyszeć. Gdyby nie innostranców druzja…

Powracając: Opera Omnia o wdzięcznym numerku 4 zawiera krótkie formy orkiestrowe oraz kościelne utwory, nie pozbawione jednak przykładnie… świeckiego kolorytu. Muzyka, w większości kompozycji nakreślona została na kształt – tak hołubionej przeze mnie suity, jakimi w XX wieku nie gardzili mistrzowie… muzyki zwanej progresywną. Skąd to porównanie? Ano, wsłuchajcie się w któryś z kawałków Mielczewskiego, jak tam zasłyszany na początku utworu temat muzyczny mruga do was zalotnie w finale, powracając do odbiorcy znaną frazą melodii. To spięcie klamrą całości kompozycji wychodzi im na dobre, dzięki temu muzyki słucha się z dużą przyjemnością, chłonąc wybrzmiewające weń wszystkie pasje i namiętności, jakie autor chciał nam przekazać.

Na płycie znalazła się oczywiście słynna canzona paryska czyli Canzona prima a due (określenie paryska przylgnęło do kompozycji za sprawą miejsca przechowywania źródła). To ten utwór, który często gości na różnych barokowych składankach z muzyką polską siedemnastego wieku (choćby na obu opisywanych w Klasycznej Niedzieli: Baroque in Poland Alla Polacca Ensemble i Polish Music Zespołów Warszawskiej Opery Kameralnej). Nawet dziś robi on wrażenie, a za życia kompozytora musiał być wręcz hitem ówczesnych salonów. Zaczyna się od modnej wtenczas bergamaski by ostatecznie przerodzić się w pięknie zaadaptowanego na potrzeby canzony mazurka. Cenne, nawiązujące do polskiej tradycji dzieło, na dodatek bardzo melodyjne i dopracowane harmonicznie.

Jednak Opera Omnia 4 to nie tylko paryski manuskrypt. Ślicznie instrumentowane Veni Domine, na trzy głosy i basso continuo cudownie kontrastują ze sobą tak partie wokalne, jak ubierające je w zdobioną szatę urokliwe tutti orkiestry. Oczywiście, jak w większości koncertów kościelnych tekst utworu jest ważny, jednakże nie można go oddzielać od harmonijnej muzyki. Tylko jako całość robi wrażenie. Podobnie zresztą skonstruowane są także pozostałe dzieła Mielczewskiego, zawarte na płytce. Każde z nich zasługuje na wyróżnienie, choć… tak po prawdzie zdaję sobie sprawę z tego, że po prostu płyta mi się podoba i tyle. Więc o wszystkich kawałkach płockiego kapelmistrza mógłbym pisać jedynie superlatywy. Toć po co tak czynić? Lepiej nie zwlekać i posłuchać. Zaiste, warto…

Dodaj komentarz